lundi 28 avril 2014

dorosłe dzieci

Przechadzając się dziś po sklepie z zabawkami pomyślałam sobie, że dorośli niczym dzieci, lubią otaczać się nowymi zabawkami. Zowią je: ładnymi przedmiotami, cackami, super bibelocikami. Każdy nowy przedmiot jak za dotknięciem magicznej różdżki rodzi radość, która  zazwyczaj trwa jedno mgnienie oka.
Po pewnym czasie, dochodzimy do wniosku, że nasze 'piękne nowe cacka' nie są już nowe, ani piękne jak dawniej. I tu, zaczyna się porządkowanie... Zostawiamy sobie kilka ulubionych, a reszta powoli znika z półek i poleguje upchnięta po szufladach i szafkach. Niektóre z nich lądują na śmietniku, inne oddajemy, sprzedajemy, wymieniamy.
Nasze stare zabawki pragniemy zastąpić nowymi. Fantazjujemy o czymś lepszym, piękniejszym, bardziej modnym i przydatnym. Kupujemy kolejne piękne przedmioty...i kolejne. Zachwycamy się i cieszymy do momentu, aż nam się znudzą.


Moje spostrzeżenia nie dotyczą oczywiście wszystkich dorosłych bo, są i tacy którzy praktykują minimalizm lub tacy których poza habitem zakonnym i sandałami nic nie wiąrze ze  światem materialnym. Najważniejsze, aby pamiętać, o tym, że we wszystkim należy zachować zdrowy umiar. Nie uważacie?




Zastanawiacie się pewnie, czego szukałam w sklepie zabawkowym? Otóż, pewnego dnia zamarzyłam o posiadaniu kredek na wodę- akwarelowych. Mięciutkie, proste w użyciu kredeczki pomogą mi w ozdabianiu kartek, które uwielbiam tworzyć i potem je rozdawać :)

konfitura pomarańczowa z migdałami i orzechami

Dwa tygodnie temu dostaliśmy od znajomej z Francji słoiczek domowej konfitury. Była tak pyszna, aromatyczna i chrupiąca, że zjedliśmy i wylizaliśmy słoiczek w ciągu jednego dnia. 

Tego samego dnia, mama zadzwoniła do Madame Nadine i wyprosiła przepis. 


Wczoraj odtwarzałyśmy konfiturę w domu i po raz kolejny niebo w gębie. Namawiam zatem Wszystkich do zapisania sobie tego przepisu. Koniecznie!



  • 1 kg pomarańczy, 
  • sok z 1 cytryny
  • ok.1 kg cukru
  • 50 g migdałów i orzechów włoskich
  • 1 kawałek imbiru (niekoniecznie)
  • 1 cukier waniliowy
  • 1 laska cynamonu
  • ok. 400ml wody

Cytrusy umyć i sparzyć wrzątkiem.
Migdały i orzechy zarumienić na patelni- migdaly posiekać drobno, zaś orzechy mogą zostać w połówkach. 
Z 2-3 pomarańczy (najłatwiej przy pomocy tarki), zetrzeć cieniutką wierzchnię skórki. Następnie obrać pomarańcze, zeskrobać białą gorzką skórkę. Usunąć również białe błonki z miąższu, jeśli są twarde.
Pokroić  na małe kawałki, wyjąć wszystkie pestki, zasypać cukrem, odstawić na godzinę. Po tym czasie, wrzucić do garnka razem ze startą skórką, zalać wodą, dodać cukier wanilowy, migdały, orzechy, laskę cynamonu, sok z cytryny oraz starty na tarce imbir. Gotować na małym ogniu bez przykrycia ok.1 - 1,5 godz . Od czasu do czasu mieszać. 
Gorącą konfiturę przełożyć do wyparzonych słoików, zakręcić i odstawić do góry dnem. Smacznego!

mardi 22 avril 2014

igłą malowane...

Od świąt nie oczekiwałam nic innego jak odrobinę spokoju, kilkudniowej wyżerki i okazji do spotkania się z najbliższą przyjaciółką. Niestety moje oczekiwania legły w gruzach. Ba! Nawet gorzej. Przez całe dwa dni, leżałam bykiem dręczona dziwnymi myślami o życiu i nie życiu. Zmusiłam się, żeby przełknąć pół jajka i kromkę chleba, aby mieć energię na przewracanie stronic książki, w ktore gapiłam się bezmyślnie ... no bo jak tu świętować? Jak cieszyć się? Jak nie myśleć skoro nagle dowiadujemy się, że w pierwszy dzień świąt, rankiem ginie w wypadku bliska osoba z rodziny, a u innej osoby równie bliskiej zdiagnozowano chorobę śmiertelną? W telegraficznym skrócie powiem, że tegoroczne święta były do miejca na 4 literki! 


Jedynie co mnie ucieszyło szczerze, to prześliczna kartka wyhaftowana przez sympatyczną blogerkę, o imieniu Monika. Koniecznie zajrzyjcie tu: Pasje kolorem dnia : ) i podziwiajcie jej haftowane cuda, i nie tylko!! 
Carpe Diem, moi Drodzy i do usłyszenia potem.

samedi 19 avril 2014

Życzenia Świąteczne

 Witajcie moi Drodzy! Z okazji Świąt Wielkiej Nocy pragnę przekazać najserdeczniejsze życzenia. Słonecznej pogody za oknem i w sercu, dużo zdrówka i radości. Wszelkiej pomyślności, samych pyszności na wielkanocnym stole. A czas spędzony w gronie najbliższych niech upłynie Wam w miłej, przyjaznej atmosferze oraz mokrego Lanego Poniedziałku, życzy:


Do zobaczenia niebawem! :)


mardi 15 avril 2014

dobry sąsiad to skarb

I właśnie od takiego skarba mieszkającego po sąsiedzku otrzymałam dziś prezent- niespodziankę z okazji zbliżających się świąt. Na wycieraczce pod drzwiami znalazłam wielki wiklinowy kosz, który stał grzecznie i czekał, aż wrocę do domu.
Aromatyczno- słodziutką zawartość niespodzianki nazwałam: Podróż do Orientu. Chcecie ją zobaczyć? W całości? Czy tylko, część i następnym razem odkryć coś nowego, co stworzyła natura?


Tadaam! Z rosnącą radością, prezentuję indyjskie kadzidła ręcznie robione, o zapachu miodu.


 Gałązka drzewa arakowego, która pełni funkcję naturalnej szczoteczki do zębów. Oprócz szczotkowania jamy ustnej, można ładnie wybielić ząbki i wzmocnić szkilwo.


Miodzik pszczeli z jujuby, prosto z marokańskiej pasieki. Jeden z najcenniejszych i najbardziej poszukiwanych miodów na świecie.


Perfumy w olejku choco musk, o zniewalającym zapachu czekolady podanej na gorąco...
Olejek nie zawiera alkoholu, dzięki czemu nie uczula, a zaaplikowany na skórę bez problemu może być eksponowany na słońce.




oraz soczyste, świeżutkie owoce, które za chwilę wykorzystam na sałatkę... i to będzie idealne zakończenie dnia :)


Na koniec- mała, złota rada z moje strony. Pamiętajmy, kiedy los ześle  nam dobrego sąsiada, należy o niego dbać i szanować. Trzymać z całych sił, obiema rękami, bo jeden dobry sąsiad lepszy niż wielu krewnych!


dimanche 13 avril 2014

les kluski na pagé

Wszystko zaczęło się od myśli o chińskich pierożkach, a skończyło się na polskiej klusce.
   


Miałam  ochtę na chińskie pierożki gotowane na parze. Świadoma tego, że Francję zamieszkuje spora ilość Chinczyków, pomyślałam sobie, że łatwo znajdę tradycyjny przepis na parowe pierożki wertując francuskie fora kulinarne. Podczas poszukiwań pierożków, natknęłam się na wielki tytuł ze zdjęciem:  les kluski na pagé.

Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie było moje zaskoczenie gdy okazało się, że Franuzi gotują polskie pampuszki, a ja nigdy dotąd ich nie jadłam. I żeby je spróbować, bo przyznam, że byłam ciekawa smaku, musiałam sama zrobić... Skorzystałam z francuskiego przepisu na polskie parowce.





  • 20 g de levure fraîche de boulanger / 20 g drożdży świeżych
  • 32 cl de lait / 32 cl mleka
  • 1 cuilleré à soupe de sucre / 1 łyżka cukru
  • 650 g de farine de blé / 650 g mąki pszennej
  • 2 gros oeufs / 2 duże jajka
  • 1 pincée de sel / szczypta soli

  • Mniam, smakowały mi bardzo! :)

    vendredi 11 avril 2014

    historia pewnego absurdu


    Pozwólcie, że opowiem Wam pewną historię, która wydarzyła się naprawdę. I żebyście nie usnęli w trakcie czytania , co wcale nie byłoby złe wszak dobry sen to zdrowie, będę się starała pisać zwięźle.



     Historia zdarzyła się kilka miesięcy temu, tu w tym oto miejscu.


    Po drugiej stonie ulicy znajduje się największy bazar Brukseli (marché des abattoirs), obok jest wejście do metra i w około tłum ludzi z całego świata.


    Wracając z bazaru obładowani reklamówkami owoców i warzyw, ja i mój tata stanęliśmy w kilkometrowej kolejce do budki z goframi. Tóż przed nami stoi starszy mężczyzna z dwójką wnuków, 3-letni bliźniacy, jakże różni od siebie. 
    Mateusz  grzecznie trzyma dziadka za rękę, wesoło nucąc coś pod nosem. Drugi  to Dawid,  jest dzieckiem o bardzo żywym usposobieniu. Humorzasty malec skacze, krzyczy, piszczy, pluje, turla się po ziemi nie reagując na prośby opiekuna.  W którymś momencie, niewiadomo dokładnie w którym, Dawid rozpływa się w powietrzu. Dosłownie! Nikt nie zauważa jak chłopiec znika z powierzchni ziemi, ani jego dziadek, ani nikt inny z kolejki. 
    Jako, że starszy pan włada jedynie językiem polskim i trochę rosyjskim trudno byłoby wszcząć poszukiwania bez wsparcia. Proponujemy mu zatem pomoc, ja jako tłumacz pl-fr, a mój tata jako znawca regionu i zdolniacha przy załatwianiu różnych spraw. 


    No dobrze, ale w którym miejscu zacząć szukać? Ogłosić na rynku przez megafon o zaginięciu dziecka? Czy mknąć po pobliskich sklepikach i miejscach na szybki lunch zapytując ludzi czy przypadkiem nie spotkali kilkuletniego 'diabełka' ubranego tak i tak? A może zejść pod ziemię do metra które jest niebezpieczne szczególnie dla dzieci i starszych...



    Jak myślicie, którą drogą podążyliśmy?


     Aby nie przeciągać całej i bardzo skomplilowanej historii, powiem szybciuteńko, że
     zeszliśmy do metra... pędem udaliśmy się do Punktu Obsługi klienta i tam przedstawiliśmy całą sytuację. Pracownik punktu wykonał kilka telefonów i chwilę później oznajmił nam, że podróżujący samotnie chłopczyk jest cały i zdrów i znajduje się na stacji Simonis pod opieką funkcjonariuszy policji. Ouf, kamień z serca nam spadł i od razu lżej się zrobiło. Nie tracąc ani chwili wskakujemy do metra i mkniemy na Simonis po odbiór zguby.



    Po przybyciu na miejsce jakże wielkie było nasze zdziwienie... stróżowie prawa, ekipa strażaków, cały personel medyczny i bóg wie kto jeszcze towarzyszą małemu Polakowi. Przecisnąć się do niego nie sposób, na domiar złego zabroniono nam zbliżyć się do dziecka. Wkrótce potem, pani policjantka wyrywa Mateusza z objęć dziadka i to był początek koszmaru. 
    Dzieci zostają odwiezione do kliniki na obserwację pod okiem kadry specjalistów z różnych dziedzin pediatrii i psychologii.


    Jak do tego doszło?- Już Wam mówię. Dawid napotkany przez policjantow w metrze, z miejsca został przesłuchany o powód ucieczki : Dlaczego jesteś sam?, Uciekłeś z domu?, Boisz się tam wracać?, Rodzice cię biją? 
    Przestraszony trzylatek nie rozumiejąc wiele, równocześnie chcąc przypodobać się fajnym panom, rzekł niczym baranek ofiarny: Oui. Papa m'a donné une tape sur les fesses <Tak. Tata dał mi klapsa w tyłek> no i masz ci babo placek. Oskarżony rodzic o klapsa bezwiednie pogrążył się w problemie.

    Wspomę, że tego dnia Dawid nie uciekł z powodu jakiegoś klapsa czy innej kary cielesnej , tylko pogonił, ot tak gdzie oczy poniosły.


    Niebawem sprawą zajęła się prokuratura. Ojciec został oskarżony za przemoc wobec dzieci i skazano go na rok pozbawienia wolności. I choć pozwany, uczciwie przyznał się do postawionych mu zarzutów; zeznał, że owszem, czasami stosował klapsy jako metodę wychowawczą, to i tak nie uniknął kary. W rezultacie trafił do więzienia, a dzieci po wielotygodniowej obserwacji w klinice i odesparowaniu od rodziców wrociły do rodzinnego domu .


    Wiecie, co najbardziej mnie boli w tej historii?- To, ze w Belgii niekaralne jest zabijanie nienarodzonych dzieci, podczas, gdy mogą Cię wsadzić za kratki, za klapnięcie krnąbrnego brzdąca.
    I niezależnie od tego, jakie jest moje zdanie na temat stosowania klapsów martwi mnie, że nasze państwo ingerując tak mocno w sprawy rodziny i wychowania. Skutecznie pozbawia rodziców autorytetu, nie proponując nic w zamian.
       

    mardi 8 avril 2014

    żadnego focha na widok karczocha

     Byłam świadoma, że karczochy są bardzo cenione nie tylko na talerzu, ale również w medycynie i kosmetyce jednak nigdy nie przepadałam za tym warzywem. Jadałam je od czasu do czasu przygotowane przez moją mamę, a to w panierce, a to duszone, grillowane, innym razem zapiekane i niestety żaden z wymienionych wyżej sposobów nie przekonał mnie. Zbyt mało wyrazisty smak nie wzbudzał na moich kubkach smakowych specjalnego zachwytu.


    Wystarczyło, że do kuchni wpadła męska ręka, przygotowała warzywko w 5 minut i z trudem oderwałam się od talerza.  Jedno jest pewne! Od dziś, żadnego focha na widok karczocha :)

    Karczoch z jajkiem sadzonym w środku i z sosem vinaigrette.

    Uwielbiam kuchnię mojego taty. W komponowaniu smaków zdecydowanie przoduje on, jak również w wymyślaniu szybkich, prostych i naprawdę smacznych dań! Szkoda tylko, że bardzo rzadko swawoli sobie przy garach.
    Kiedyś próbował wprowadzić mamę w świat męskich kulinarnych sztuczek, ale niestety mama jest zbyt zawikłą osobą i nie lubi prostych rozwiązań.  Woli po swojemu kombinować, tworzyć i utrudniać łatwe rzeczy. Dlatego moim (bardzo subiektywnym zdaniem) mężczyźni lepiej gotują od kobiet. A co Wy o tym sądzicie? I czy lubicie jeść karczochy?

    lundi 7 avril 2014

    "The Immigrant"

    Dziś, miałam okazję obejrzeć film. Jest to tragiczno-romantyczna historia pod tytułem "Imigrantka" wyreżyserowana przez James'a Gray” i zastanawiam się właśnie, czy mogę Wam ją polecić.


     Historia polskiej imigrantki, Ewy Cybulskiej która wyjechała do Ameryki. W jej postać wcieliła się, piękna Marion Cotillard z Francji.


    1921 rok. Ewa i jej siostra Magda opuszczają rodzinny kraj z zamiarem osiedlenia się w Ameryce. Po przybyciu na wyspę Ellis Island, która była głównym punktem wjazdowym do Ziemi Obiecanej, imigranci byli przesłuchiwani przez urzędników i badani przez lekarzy. Magda z powodu kłopotów zdrowotnych -gruźlicy nie otrzymuje zgody na wjazd do miasta N. J., zostaje zatrzymana i poddana kwarantannie. Ewa zdana na siebie, wkrótce wpada w sidła Bruno (Joaquin Phoenix), typa z pod ciemnej gwiazdy, drania i manipulatora.


    Aby pomóc swojej chorej siostrze, Polka gotowa jest na wszystko, na każde poświęcenie...
    Sytuacja w której znalazła się młoda kobieta jest wyjątkowo trudna, brak dachu nad głową, osamotnienie, brak jakiejkolwiek pracy. Głównym problemem stają się pieniądze, a właściwie ich brak. Bohaterka potrzebuje zarobić w krótkim czasie, ogromną sumę pieniędzy, po czym decyduje się pod namową Bruno na uprawianie nierządu w celach zarobkowych.

    Cóż mogę powiedzieć o tym filmie, chyba to, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony wszystko wygląda idealnie, dopracowane, dopięte na ostatni guzik. Wnętrza podświetlone w kolorach zmierzchu, mistyczne wystroje, piękne kostiumy, atmosfera ze szczyptą magii i tajemniczości ...Temat bardzo ciekawy, smutny i niestety wciąż aktualny. W obsadzie gwiazdy światowego kina (Marion Cotillard, Joaquin Phoenix,Jeremy Renner ) obdarzone talentem i charyzmą.


     Z drugiej strony "Imigrantka" pozostawia wiele do życzenia. Niedosyt prawdziwych emocji i wzruszeń. Brakuje w niej duszy, swobody, odrobiny lekkości i szaleństwa. Wyjątkowo mało ciekawych scen. Mam wrażenie, że to wielkie show, zarówno z punktu treści jak i formy. Przykro to mówić, ale film przywidywalny, nudnawy.

    Czy warto go obejrzeć? Owszem, choćby dla fantastycznej Marion, której mówienie po polsku wyszło na piątkę +.

    samedi 5 avril 2014

    kreatywnie się ponudzić...

    Czasem lubię się ponudzić, pobyć z własnymi myślami sam na sam. Spojrzeć we wnątrz siebie, pomyśleć o czymś miłym albo najlepiej o niczym. Nie na zawsze, ale przez chwilę żyć tylko dla siebie. Ręce zająć czymś; obojętnie, czy to skrawek kolorowej bibuły, czy też igła z rozbrykaną nitką. A w tle cicha muzyka wije się z aromatem świeżo zaparzonej herbaty- to czas, w którym  wyciszam ciało i duszę, odnawiam się i naprawiam...

    Rzecz jasna, każdy potrzebuje wewnętrznego wzmocnienia i każdy z nas ma na to inny sposób. A Wasz jaki jest sposób na relaks?



    Podczas ostatniego nudzenia się stworzyłam trzy karki wielkanocne z życzeniami, dla najbliższych.  


    Powiem Wam, że miło jest tak odprężać się twórczo. 

      
     Pozdrawiam zapachem wiosny  i do usłyszenia.


      Pa.

    mardi 1 avril 2014

    Kwietniowa Ryba

       
     W Belgii również obchodzimy Prima Aprilis pod nazwą- Poisson d’Avril, czyli Kwietniowa Ryba.


    1 kwietnia każdego roku Belgowie robią sobie wzajemnie psikusy, żartują, dowcipkują... tego właśnie dnia każdy może spodziewać się, że ktoś na powitanie poklepie go przyjaźnie po plecach. W rzeczywistości ten ujmujący gest będzie blagierski- chodzi o przyklejenie na plecy ofiary wyciętej z papieru ryby. Im dłużej ozdobiona w ten sposób osoba przechadza się niczego nie podejrzewając, tym żart staje się bardziej ucieszny. 


      Poza tym  1 kwietnia  tradycyjnie rozprzestrzenia się przeróżne fałszywe informacje w mediach. Na przykład kilka lat temu w w dzienniku telewizyjnym podano informację, że Belgia rozdzieliła się na dwa państwa Walonię i Flandrię. Możecie sobie wyobrazić jaki to był szok dla wielu obywateli?



    Według jednej z legend, tradycja robienia sobie wzajemnych żartów w pierwszym dniu kwietnia wywodzi się z Francji.  


    Powiadają, że do połowy XVI wieku, rok kalendarzowy rozpoczynał się właśnie 1-go kwietnia. W 1564r, król Francji Charles IX postanowił zreformować kalendarz i zmienił datę na 1-go stycznia. Podwładnym Charles'a trudno było zaakceptować zmianę i w dalszym ciągu ludzie obdarowywali się podarunkami z okazji wiosny.


    Najpopularniejszym upominkiem w owym czasie było jadło, stąd pomysł na obdarowywanie się rybami. Ale dlaczego ryby a nie inne mięso?  


    Otóż, jedna z teorii głosi, iż miało to związek z obchodzonym w tym czasie postem wielkanocnym.


     Z czasem ryby przekształciły się w pocztówki z obrazkiem ryb.
     Nie tylko we Francji, ale i w Belgii na początku XX wieku, bardzo modne było wysyłanie takich kartek na znak miłości, przyjaźni i pokoju.


    Jak widać dzień żartów, w wielu krajach obchodzony jest bardzo podobnie i jak wiadomo- dobry żart tynfa wart :)
    Do następnego.